poniedziałek, 24 lutego 2014

Snowboard, narty, słońce, góry... czyli sezon w pełni!

Sunshine Village
     Siema. Pewnie zastanawialiście się co się ze mną stało i gdzie się podziałem, no cóż postanowiłem pozbierać trochę materiałów do nowego posta. W międzyczasie, jak już pewnie wiecie, zacząłem montować krótkie filmiki z tego co robię i jakie miejsca odwiedzam. Jest to kolejny sposób na wyrażenie siebie i zajęcie, które motywuje mnie do działania. Najważniejsze, że uśmiech cały czas gości na mojej twarzy a przyszłość rysuje się interesująco i optymistycznie.

Sunshine Village
Sunshine Village
Wróćmy jednak do przeszłości i tego co już za mną. Z racji tego, że zima u nas w pełni, a warunki narciarskie zaczynają być najlepsze w sezonie, ostatni miesiąc zdominowały sporty zimowe. Wydaje mi się, że jestem uzależniony... od tych gór, snowboardu i nart. Ale takie uzależnienie można zaliczyć chyba do tych pozytywnych. Mając takie warunki i ośrodki było by grzechem z nich nie korzystać. Zresztą jak zauważyliście biorę życie garściami i staram się jak najczęściej robić rzeczy które sprawiają mi radość. Tak już mam...

Lake Louise
We wcześniejszych postach pisałem, że w końcu zacząłem poznawać osoby stąd, zrobiła się nawet z tego mała paczka. Żeby jeszcze lepiej się zintegrować i przy okazji zrobić coś fajnego, postanowiliśmy zorganizować snowboardowy weekend. I tak w międzynarodowym towarzystwie z Niemcem, Brytyjczykiem, Irańczykiem, Kanadyjczykiem, Tajlandką i Polakiem uderzyliśmy do Canmore, żeby spędzić tam dwie noce. Zakaz mówienia po polsku (za wyjątkiem słowa „kurwa”, które nie wiedzieć czemu, zawsze wzbudza duże zainteresowanie wśród obcokrajowców) sprawił, że w czasie wyjazdu wypowiedziałem chyba najmniej słów ze wszystkich uczestników, co jeśli chodzi o mnie nigdy się nie zdarzyło. No cóż, kulawa bajera po angielsku, ale pracuje nad tym żeby było lepiej.

Fajne trzy dni pomiędzy ludźmi, z wegetą w jacuzzi, tańcami, śmiechem i dużą ilością snowboardu. Trochę zimno, ale ostatnimi czasy temperatura w Calgary nas nie rozpieszcza niejednokrotnie spadając poniżej -20 stopni. Cóż taki region... Przynajmniej słońce często pojawia się na niebie, więc na brak światła nie mogę narzekać.

Lake Louise
Jeśli chodzi stricte o snowboard, to na deskę jeździliśmy do Sunshine Village. Niezły ośrodek oddalony około 150 km od Calgary a 40 km od Canmore. Dużo tras, bardzo dobrze przygotowanych, z niesamowitymi widokami. Zresztą jak do tej pory każdy ośrodek, który tu odwiedziłem urzekał mnie widokami. Liczę, że z następnymi będzie podobnie. W ciągu dwóch dni jazdy zrobiłem chyba ze 100 km. Jeszcze cztery dni po powrocie czułem nogi co znaczy, że wycisnąłem z weekendu 100%.
Lake Louise
Ogólnie bardzo pozytywny weekend, który poza dużym fun’em poprawił także trochę moją angielską kulawą bajerę.

Kilka dni później znowu wylądowałem na desce. Tym razem z RCB, Rodzyną i DFB (Dance Floor Beast) pocisnęliśmy do Lake Louise. Mam tam siedmiodniowy karnet, więc głownie w to miejsce atakujemy na narty. Poza tym jest to jeden z najlepszych ośrodków w regionie więc nigdy nie jest nudno. Szczególnie teraz jak śniegu nie brakuje i można spróbować jazdy po lesie czy slackcountry. Po raz kolejny pogoda dopisała i po ulokowaniu się w gondoli zza chmur wyszło słońce, które już do końca dnia pozostało z nami. Nawet temperatura na chwile odpuściła i można było całkowicie skupić się na jeździe. Czasami czułem się wręcz jak bym płynął tyle mieliśmy świeżego puchu. Tak się zajawiłem, że po zamknięciu wyciągów i pomimo bólu nóg miałem ochotę jeszcze poświrować. Za każdym razem kiedy wracam, czy to z Lake Louise, czy z innego ośrodka mam poczucie, że nauczyłem się czegoś nowego. Kto wie może niedługo zacznę już skręcać...

Bow Sumitt
Ostatni weekend to zupełnie inna bajka, aczkolwiek również utrzymana w zimowej, górskiej atmosferze. Razem RCB i Rodzyny zapisaliśmy się na dwudniowy kurs lawinowy. Ważna sprawa jeśli w przyszłości chciał bym spróbować backcountry w poważniejszym wydaniu. Bezpieczeństwo przede wszystkim, bo gdzie jak gdzie, ale w górach potrafi być niebezpiecznie. Pierwszy dzień kursu odbył się w Canmore i były to wykłady, przez co na chwilę poczułem się jak bym znowu wrócił się na studia, z tym że tym razem za to zapłaciłem, więc słuchałem z większym niż zwykle zainteresowaniem. Poza tym kurs był oczywiście po angielsku więc koncentrację ustawiłem na 110%. Po powrocie do mieszkanie za dużo nie odpoczywałem, tylko po ogarnięciu się uderzyłem na domówkę do znajomych. W związku z tym że w niedziele musiałem wstać o 4 30 rano i dojechać 250 km na Bow Sumitt (niedaleko Lake Louise) na praktyczną część kursu, z imprezy wróciłem w dobrym stanie, o dość normalniej porze. Piękna słoneczna pogoda z temperaturą -20 stopni, może nie była idealna do „spaceru” po górach ale po założeniu 2 podkoszulków i tylu samo polarów dało się jakoś przeżyć. W tych skrajnie ekstremalnych warunkach, będąc na skraju odmrożenia wszystkiego, na koniec dnia otrzymaliśmy certyfikaty o odbytym kursie i udaliśmy się do domu. Super przygoda, ciekawi ludzie, wiele nowych, interesujących wiadomości, a przy tym dużo zabawy i jak zwykle odjechane widoki. Śmiało stwierdzam, że takie rzeczy mogę robić co tydzień, nawet przy -20 stopniach!
Bow Sumitt


No i takim o to sposobem dobrnęliśmy do końca dzisiejszego posta. Ostatni miesiąc w moim wykonaniu nie odbiegał zbytnio od poprzednich, wręcz przeciwnie działo się w nim bardzo dużo i już nie mogę doczekać się nadchodzących. Obecnie czekam na nowe pozwolenia o pracę, więc w najbliższych dniach okaże się czy Kanada dostarczy mi jeszcze jakiś przygód, czy będę musiał szukać ich gdzie indziej. Miejmy nadzieje, że jednak jeszcze chwilę tu zostanę,  pasuje w końcu stany zobaczyć i wyskoczyć na jakąś ciepłą wyspę, bo wierzcie mi że już mam dość tych mrozów.
Bow Sumitt


Jak zwykle wysok piątka dla Was!
 Zapraszam do czytania kolejnych postów i oglądania filmików, może coś się Wam spodoba. Pozdro 600!