 |
Sunshine Village |
Siema. Pewnie
zastanawialiście się co się ze mną stało i gdzie się podziałem, no cóż
postanowiłem pozbierać trochę materiałów do nowego posta. W międzyczasie, jak
już pewnie wiecie, zacząłem montować krótkie filmiki z tego co robię i jakie
miejsca odwiedzam. Jest to kolejny sposób na wyrażenie siebie i zajęcie, które
motywuje mnie do działania. Najważniejsze, że uśmiech cały czas gości na mojej
twarzy a przyszłość rysuje się interesująco i optymistycznie.
 |
Sunshine Village |
 |
Sunshine Village |
Wróćmy jednak do
przeszłości i tego co już za mną. Z racji tego, że zima u nas w pełni, a warunki
narciarskie zaczynają być najlepsze w sezonie, ostatni miesiąc zdominowały
sporty zimowe. Wydaje mi się, że jestem uzależniony... od tych gór, snowboardu
i nart. Ale takie uzależnienie można zaliczyć chyba do tych pozytywnych. Mając
takie warunki i ośrodki było by grzechem z nich nie korzystać. Zresztą jak zauważyliście
biorę życie garściami i staram się jak najczęściej robić rzeczy które sprawiają
mi radość. Tak już mam...
 |
Lake Louise |
We wcześniejszych
postach pisałem, że w końcu zacząłem poznawać osoby stąd, zrobiła się nawet z
tego mała paczka. Żeby jeszcze lepiej się zintegrować i przy okazji zrobić coś
fajnego, postanowiliśmy zorganizować snowboardowy weekend. I tak w międzynarodowym
towarzystwie z Niemcem, Brytyjczykiem, Irańczykiem, Kanadyjczykiem, Tajlandką i Polakiem uderzyliśmy do Canmore, żeby spędzić tam dwie noce. Zakaz mówienia po
polsku (za wyjątkiem słowa „kurwa”, które nie wiedzieć czemu, zawsze wzbudza
duże zainteresowanie wśród obcokrajowców) sprawił, że w czasie wyjazdu wypowiedziałem
chyba najmniej słów ze wszystkich uczestników, co jeśli chodzi o mnie nigdy się
nie zdarzyło. No cóż, kulawa bajera po angielsku, ale pracuje nad tym żeby było
lepiej.
Fajne trzy dni pomiędzy
ludźmi, z wegetą w jacuzzi, tańcami, śmiechem i dużą ilością snowboardu. Trochę
zimno, ale ostatnimi czasy temperatura w Calgary nas nie rozpieszcza niejednokrotnie
spadając poniżej -20 stopni. Cóż taki region... Przynajmniej słońce często
pojawia się na niebie, więc na brak światła nie mogę narzekać.
 |
Lake Louise |
Jeśli chodzi
stricte o snowboard, to na deskę jeździliśmy do Sunshine Village. Niezły
ośrodek oddalony około 150 km od Calgary a 40 km od Canmore. Dużo tras, bardzo
dobrze przygotowanych, z niesamowitymi widokami. Zresztą jak do tej pory każdy
ośrodek, który tu odwiedziłem urzekał mnie widokami. Liczę, że z następnymi
będzie podobnie. W ciągu dwóch dni jazdy zrobiłem chyba ze 100 km. Jeszcze
cztery dni po powrocie czułem nogi co znaczy, że wycisnąłem z weekendu 100%.
 |
Lake Louise |
Ogólnie bardzo
pozytywny weekend, który poza dużym fun’em poprawił także trochę moją angielską
kulawą bajerę.
Kilka dni później
znowu wylądowałem na desce. Tym razem z RCB, Rodzyną i DFB (Dance Floor Beast)
pocisnęliśmy do Lake Louise. Mam tam siedmiodniowy karnet, więc głownie w to
miejsce atakujemy na narty. Poza tym jest to jeden z najlepszych ośrodków w
regionie więc nigdy nie jest nudno. Szczególnie teraz jak śniegu nie brakuje i
można spróbować jazdy po lesie czy slackcountry. Po raz kolejny pogoda dopisała
i po ulokowaniu się w gondoli zza chmur wyszło słońce, które już do końca dnia
pozostało z nami. Nawet temperatura na chwile odpuściła i można było całkowicie
skupić się na jeździe. Czasami czułem się wręcz jak bym płynął tyle mieliśmy
świeżego puchu. Tak się zajawiłem, że po zamknięciu wyciągów i pomimo bólu nóg
miałem ochotę jeszcze poświrować. Za każdym razem kiedy wracam, czy to z Lake
Louise, czy z innego ośrodka mam poczucie, że nauczyłem się czegoś nowego. Kto
wie może niedługo zacznę już skręcać...
 |
Bow Sumitt |
Ostatni weekend
to zupełnie inna bajka, aczkolwiek również utrzymana w zimowej, górskiej
atmosferze. Razem RCB i Rodzyny zapisaliśmy się na dwudniowy kurs lawinowy. Ważna
sprawa jeśli w przyszłości chciał bym spróbować backcountry w poważniejszym
wydaniu. Bezpieczeństwo przede wszystkim, bo gdzie jak gdzie, ale w górach
potrafi być niebezpiecznie. Pierwszy dzień kursu odbył się w Canmore i były to
wykłady, przez co na chwilę poczułem się jak bym znowu wrócił się na studia, z
tym że tym razem za to zapłaciłem, więc słuchałem z większym niż zwykle
zainteresowaniem. Poza tym kurs był oczywiście po angielsku więc koncentrację ustawiłem na 110%. Po powrocie do mieszkanie za dużo nie odpoczywałem, tylko po
ogarnięciu się uderzyłem na domówkę do znajomych. W związku z tym że w niedziele
musiałem wstać o 4 30 rano i dojechać 250 km na Bow Sumitt (niedaleko Lake Louise)
na praktyczną część kursu, z imprezy wróciłem w dobrym stanie, o dość
normalniej porze. Piękna słoneczna pogoda z temperaturą -20 stopni, może nie
była idealna do „spaceru” po górach ale po założeniu 2 podkoszulków i tylu samo
polarów dało się jakoś przeżyć. W tych skrajnie ekstremalnych warunkach, będąc
na skraju odmrożenia wszystkiego, na koniec dnia otrzymaliśmy certyfikaty o
odbytym kursie i udaliśmy się do domu. Super przygoda, ciekawi ludzie, wiele
nowych, interesujących wiadomości, a przy tym dużo zabawy i jak zwykle odjechane
widoki. Śmiało stwierdzam, że takie rzeczy mogę robić co tydzień, nawet przy
-20 stopniach!
 |
Bow Sumitt |
No i takim o to
sposobem dobrnęliśmy do końca dzisiejszego posta. Ostatni miesiąc w moim
wykonaniu nie odbiegał zbytnio od poprzednich, wręcz przeciwnie działo się w
nim bardzo dużo i już nie mogę doczekać się nadchodzących. Obecnie czekam na
nowe pozwolenia o pracę, więc w najbliższych dniach okaże się czy Kanada
dostarczy mi jeszcze jakiś przygód, czy będę musiał szukać ich gdzie indziej.
Miejmy nadzieje, że jednak jeszcze chwilę tu zostanę, pasuje w końcu stany zobaczyć i wyskoczyć na
jakąś ciepłą wyspę, bo wierzcie mi że już mam dość tych mrozów.
 |
Bow Sumitt |
Jak zwykle wysok piątka dla Was!
Zapraszam do czytania kolejnych postów i oglądania filmików,
może coś się Wam spodoba. Pozdro 600!