niedziela, 1 lutego 2015

Kolorowo przez życie.


   Cześć. Tak to ja..  wiem, że może wydawać to się dziwne, ale przecież nigdy nie powiedziałem że skończyłem z blogiem. Miałem trochę spraw na głowie i komplikacji, ale można powiedzieć, że dobrze sobie z nimi poradziłem i mogę być z siebie zadowolony. Jak zapewne wiecie życie które Wam pokazuje to jedna strona medalu.. ta lepsza, ale jest też ta druga.. o niej jednak napisze kiedy indziej.
Już od jakiegoś czasu chodzi za mną jakiś post, ale nie wiedziałem od czego zacząć. Wiszę Wam przecież jeszcze ostatnią część naszej zeszłorocznej wyprawy do USA, ale to zostawię na następny raz. Dzisiaj chciałem wam zaproponować delikatny flashback (tak po dwóch latach w Kanadzie mówię trochę po angielsku) z moich ostatnich kilku miesięcy. Nie mam szans z wszystkimi utrzymywać kontaktu, więc kto jest ciekawy jak sobie radzę, czytając tego posta otrzyma małą dawkę informacji.

Co u Ciebie...?

   Co u mnie pytacie. Mieszkam sobie z czwórką obcokrajowców (Kolumbijka, Rosjanka, Niemiec, Kanadyjczyk no i pomiędzy nimi wszystkimi ja Polaczek). Można powiedzieć że mam tu małą wieże Babel i pewnie dzięki temu zawsze coś się tu dzieje. Każdy ma swoją historie, każdy dokłada coś od siebie. Oprócz tego ciągle pojawiają się ludzie z innych stron świata. Śmiało mogę zaliczyć ten okres w swoim życiu do mocno pokolorowanego... jeszcze jak bym umiał z nimi po angielsku porozmawiać to był by dopiero pewex..

    Byłem z dwójką z nich (Jonathon i Ana) i Toon ( Tajlandia) na dzikich gorących źródłach jakoś we wrześniu. Spoko wypadzik na dużym relaksie, dużo śmiechu (zawsze się śmieje jak czegoś nie rozumie) także nic tylko powtarzać takie wyjazdy.

  Po powrocie zająłem się trochę sprawami osobistymi. Musiałem dokończyć sprzątanie bałaganu który zrobił mi się przez chwile. Tak sprzątając dojechałem do halloween. Rok temu zaprezentowałem się kiepsko, a na imprezie pytali czy przebrałem się za hipstera, no więc trzeba było tłumaczyć że turysta.. Co by nie było wyróżniałem się z tłumu bo jako jedyny nie byłem przebrany. Po tych traumatycznych zdarzeniach postanowiłem, że w tym roku się przebiorę! Przebrałem się więc na zombiaka i wraz z trójką innych znajomych (z czego dwójkę śmiało mogę nazwać przyjaciółmi) ruszyliśmy w miasto. Od samego początku coś mi nie pasowało, ale twardo parłem na imprezę. John Travolta we mnie drzemiący jak zwykle wyrywał się do tupania. Po dotarciu na miejsce moje 'nie pasowało' przybrało na sile. Wchodzę na imprezę przebrany za zombiaka a tam.. nikt nie jest przebrany tylko ja i trójka moich znajomych.. Nie muszę chyba dodawać że wszystkie oczy od razu wylądowały na nas. Nie powiem, delikatny rumieniec pojawił się na mojej twarzy, ale co tam rok wcześniej też się wyróżniłem ubiorem i żyje! Okazało się że impreza przebierana była dzień wcześniej.. Jak się później okazało nie była to największa pomyłka czasowa która mi się w tamtym czasie przydarzyła. Koniec końcem pojawiło się później jeszcze kilka osób w przebraniu więc nie było tak źle.

   Kilka dni później, stałem się też przez przypadek autorem małego rodzinnego 'dramatu'. Po opublikowaniu zdjęcia z kartką na której nabaźgrałem 'tęsknię' za mocno poruszyłem serducha moich siostrzyczek i musiałem wydać swojego rodzaju oświadczenie, że u mnie wszystko ok i że mam się dobrze. Eh te zerwane więzi.. Już nie długo zobaczymy się w Polsce, więc nie ma co dramatyzować.

           
   Znowu przepadłem na jakiś czas prowadząc dość świstakowy tryb życia czyli praca, dom. Czekała mnie jednak duża nagroda.
Jedną z pozycji figurującej na mojej liście marzeń było odwiedzenie Chicago. Moja mamita lata tam już od jakiś piętnastu lat, przez co zawsze i ja chciałem tam zawitać. Nie mogło być chyba lepszej okazji i lepszego czasu na to żeby w końcu tam polecieć. Nie widziałem się z mamą jakieś 18 miesięcy, więc okazja spędzenia Świąt Bożego Narodzenia wraz z nią po takim czasie i w takim miejscu była idealna. Nie będę się rozpisywał o Chicago bo nie pisze książki, ale śmiało mogę zaliczyć je do jednych z fajniejszych miejsc w jakich byłem, a same święta do jednych z najlepszych świąt jakie obchodziłem w swoim życiu. Rodzinna, niesamowita wigilia, mnóstwo interesujących ludzi, wiele ciekawych miejsc i najważniejsze, 8 dni spędzonych z najważniejszą osobą w moim życiu. No i ta ciocia Stasia!  Tak zapamiętam Chicago. Mam nadzieje, że nie była to moja ostatnia wizyta w wietrznym mieście.

    Na zakończenie ostatnia historia. Gdzieś tak w połowie stycznia wybrałem się na deskę. Spadło trochę świeżego śniegu, z pracą było jak było, więc postanowiłem, że trzeba w końcu otworzyć sezon. Jak to zwykle bywa na miejsce otwarcia wybrałem Lake Louise. Lubie tam jeździć, dużo tras, dużo lasów no i  wiem gdzie szukać najlepsze miejsca do jazdy. Pojawił się niestety mały problem. Okazało się, że tylko ja jako jedyny prowadzę 'klawe', 'beztroskie' życie a cała reszta pracuje. Pomyślałem jednak, że jak już tak dobrze opanowałem milczenie po angielsku, to dlaczego nie przemilczeć 170 km do Louise i z powrotem z jakimś nieznajomym typem, albo grupą ludzi( z czego wolał bym grupę bo przynajmniej bym się pośmiał) Ogłosiłem się więc na stronie( coś ala gumtree) czy ktoś nie jedzie na deskę lub narty do Lake Louise i by mnie nie zabrał. Znalazł się jeden zainteresowany, spoko chłopina jak się później okazało i nawet przypominał mi kumpla ze studiów( Majorka) za co spokojnie dostał z +10 do 'lubienia'. Warunki trafiły nam się kozak, wyjeździłem się na maksa i chyba nie mógł bym już z siebie więcej wycisnąć. Lake Louise zawsze jest magiczne i dostarcza mi dużo energii do życia.



  Jak widzicie u mnie jak zwykle ciekawych historii nie brakuje.. Ciągnę ten wózek jak mogę a przy okazji staram się co jakiś czas wrzucić do niego jakiś kolor, żeby za kilka lat jak popatrzę wstecz móc oglądać wspomnienia w kolorze a nie w czarno białych barwach.





  Dobra gaszę światło w jaskini i kładę się do spania, bo za 6 godzin trzeba wstawać i zarabiać na spełnianie kolejnych marzeń. Odezwę się.. czy nie długo to nie wiem, ale postaram się coś o San Francisco naskrobać i pokazać wam jak to piękne miasto wygląda oczami chłopaka z Tuchowa.


Wysoka piątka wszystkim :)