wtorek, 5 sierpnia 2014

W pogoni za marzeniami! Mike atakuje Amerykę!

Siema! Zacznę może od krótkich wyjaśnień. Pewnie wielu z was zastanawiało się gdzie się podziewałem. Jak by nie patrzyć ostatniego posta wrzuciłem chyba z trzy, jak nie cztery miesiące temu. No cóż, troche mi życie przyspieszyło, pojawiło się kilka komplikacji, dużo spraw na głowie. Nie będę się teraz nad tym rozwodził, bo mam wam kilka innych rzeczy do opowiedzenia. Jak tylko wróce do Calgary to obiecuje że o wszystkim wam napisze!
Przenieśmy się jednak, szybko do teraźniejszości. Napisałem 'jak wróce do Calgary', więc gdzie ja w ogóle jestem. Spróbujcie wyorbazić sobie taką sytuacje. Zamykacie oczy a w myślach pojawiają się obrazy miejsc w których chcielibyście właśnie być. Otwieracie je po chwili i.. te obrazy nie znikają, dalej je widzicie, tylko że tym razem na żywo!

Ja tak mam od czterech dni, zamykam oczy i widzę nowe miejsca. Widzę je w myślach a później na żywo! Wspólnie z Siarą i RCB uderzyliśmy na podbój Ameryki! Jako przedstawiciele pokolenia wychowanego na amerykańskich filmch i serialach, postanowiliśmy odwiedzić kilka kultowych zakątków, tegoż niesamowitego kraju. Zaczęliśmy od Las Vegas. miasta hazardu, imprez, mówiąc krótko świątyni dolara. Pierwsze BOOM przeżyłem zaraz po wylądowaniu. Dobrze nie wyszliśmy z samolotu a tam w terminalu z 20 maszyn do gry, w następnym budynku chyba z 200! Trzeba mieć niezłe ciśnienie żeby prosto z samolotu rzucić się na maszynę! Z drugiej strony jak ktoś ma farta może bardzo szybko odrobić sobie bilet lotniczy. Albo nawet całe wakacje!
Jednym z pierwszych miejsc do jakiego udajesz się zaraz po przyjeździe do Las Vegas, jest albo kasyno, albo dance club. Z racji tego że więcej w nas 'Dance floor beast' niż hazardzisty ruszyliśmy poczarować trochę na parkiecie. Jak sięźniej okazało było to niezłe przetarcie przed niedzielną 'potańcówką' na basenie, na której bezsprzecznie pierwsze skrzypce odgrywał nasz Siara Siarzewski! To co chłopak ma fantazje w tańcu to jego!
Po dość mocno 'przepracowanej' niedzieli przyszedł czas na kolejne mocne BOOM! Zapora Huberta 'Hoover dam' i Grand Canyon to dwie kolejne pozycje na naszej liście marzeń które postanowiliśmy zobaczyć. Przy okazji zahaczyliśmy jeszcze o słynną road 66 która ciągnie się z Chicago do Santa Barbara. Zapora i cała jej okolica dobrze zryła beretkę ale to co zobaczyliśmy na Grand Canyon to jest jakiś kosmos. Niby człowiek już to kiedyś widział w
 tv, pewnie nawet kilka razy, Ale możliwość czilanda w takim miejscu z takimi widokami i w takiej atmosferze jest wiecej niż mistrzowska! Po takim dniu, człowiek docenia to co posiada i jeszcze bardziej utwierdza się w przekonaniu, że dobrze ma to życie pokolorowane...
Po powrocie do hotelu próbowaliśmy jeszcze ruszyć na imprezy. Zmęczenie materiału w połączeniu z niezbyt dużym ruchem na mieście sprawił, że szybko wróciliśmy do hotelu. No cóż wiek już nie ten i człowiek potrzebuje więcej odpoczynku niż kiedyś. Poza tym dzisiaj (05.08) mamy do przejechania 450 km, bo przenosimy się do Miasta Aniołów czyli Los Angeles!
Dobra kończę na dzisiaj. Wyjeżdzamy powoli z pustyni i zaczynają się dobre widoki! W powietrzu czuć już zapach oceanu! Trzymajcie się i do usłyszenia! Wysoka piątka! 
 

  





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz