Siemano. Pomyślałem sobie, że coś naskrobie przy niedzieli. Jak już wcześniej pisałem, motywuje mnie to do działania, no więc trochę podziałałem w tamtym tygodniu. Po wspominkach z Hawajów wracam do rzeczywistości. Ostatnimi czasy mamy w Calgary piękną pogodę, a co za tym idzie warunki do fotografii wymarzone. W końcu mogę oddać się swojej nowej pasji w stu procentach. W mijającym tygodniu tematem przewodnim moich zdjęć było "Downtown". Calgary to miasto, w którym downtown usytuowane jest w niecce. Mamy tu przez to wiele spoko miejscówek, z których przy dobrym świetle, można świetnie uchwycić centrum miasta.
Jakiś czas temu kumpel zapytał mnie skąd u mnie taki nagły pociąg do fotografii. Myślę, że osoby czytające mojego bloga zauważyli, że od zawsze, do każdego posta staram się wklejać ciekawe zdjęcia. Myślę że Kanada, a przynajmniej jest zachodnie wybrzeże, ma do zaoferowania tak wiele pięknych miejsc, że postanowiłem to jeszcze bardziej wykorzystywać. Inna sprawa, że mój status materialny trochę się poprawił i stać mnie na to, żeby móc bawić się fotografią. Poza tym wydaje się, że nawet nieźle się w tym odnajduję i mam w sobie to coś, co przy odpowiedniej wiedzy i umiejętnościach pozwoli mi w przyszłości robić dobre zdjęcia. Najważniejsze jest jednak to, że dobrze się przy tym bawię, bywam w ciekawych miejscach i cziluję się podziwiając świat, który mnie otacza.
Wracając do zeszłego tygodnia, to chyba w całej mojej dotychczasowej przygodzie o nazwie 'Kanada' nie przejechałem tylu kilometrów samochodem. Praktycznie co wieczór wyjeżdżałem w inne miejsce, żeby móc uchwycić downtown z innej perspektywy. Wiadomo nie każdy wieczór czy miejsce będzie miało do zaoferowania piękny widok, ale jednego mogę być pewny, że będę się dobrze bawił i że na pewno coś z danego wieczoru wyniosę . Nauczyłem się, że żeby zrobić dobre zdjęcie trzeba mieć też trochę szczęścia ale też dobry timing. Czasami w przeciągu kilku minut może wydarzyć się coś, co sprawi że nasze zdjęcie nie tylko będzie fajnie wyglądało, ale będzie miało to coś. Kolejną ważną cechą jest umiejętność obserwacji. Z racji tego, że uwielbiam fotografować zachody słońca, przed podjęciem decyzji o miejscu z którego będę robił zdjęcia, przez jakiś czas obserwuje niebo. Staram się przewidzieć jak będzie prezentowało się niebo podczas i zaraz po zachodzie. Była to dla mnie jedna z ważniejszych rzeczy, która decydowała o tym, z jakiego miejsca w danym dniu, będę fotografował downtown. Kilka razy źle wybrałem i byłem na siebie wkurzony, ale dopiero się tego uczę, więc wiadomo, że nie zawsze będę podejmował dobrą decyzję.
Ważne że odkrywam coraz to nowe miejsca i tworzę swojego rodzaju mapę i że za jakiś czas tych chybionych decyzji będzie coraz mniej. Co do tych nowych miejsc, to miałem kilka takich sytuacji, że pojechałem w jakieś miejsce, po czym okazywało się, że widok z niego nie jest taki jak sobie wyobrażałem i trzeba było na szybkości szukać jakiejś alternatywy. Wiadomo że zachód na mnie nie poczeka. Są też dobre miejscówki, które odkrywam przez przypadek, ale niestety nie zdarza mi się to zbyt często.
Czasami żeby zrobić fajne zdjęcie trzeba trochę zaryzykować i ustawić się w miejscu w którym przebywać nie możemy. Miałem dość ciekawą sytuację około czwartku. Miejscówka, którą pojechałem sprawdzić, okazała się mocno przeciętna z uwagi na linie wysokiego napięcia które wchodziły mi w kadr. Pojechałem więc na pobliską górkę, na której znajduje się skocznia narciarska i kilka wyciągów. Wziąłem swoje tobołki, wszedłem na najwyższy punkt z którego rozpościerał się spoko widoczek na downtown i góry. Zanim jednak zdążyłem ustawić wszystkie parametry, pojawiła się ochrona i poprosiła mnie o opuszczenie obiektu. Nie udało mi się ich ubłagać żeby pozwolili mi zrobić chociaż kilka zdjęć. No cóż może jak bym miał trochę zgrabniejsze nogi, albo jeszcze większą klatę to coś bym wskórał, ale niestety nie mam i byłem zmuszony pokornie udać się do wyjścia. Następnym razem spróbuje załatwić jakieś pozwolenie tak żeby jeszcze kiedyś tam wrócić.
Dobra kończę na dzisiaj z tą literaturą. Środek dnia u mnie, więc lecę poczilować trochę do parku, bo jak pisałem mamy piękną pogodę i aż grzech z niej nie korzystać. Pozdrawiam z za oceanu! Piona!
Siema 'ewrybady'! Wracam w ten piękny niedzielny poranek, żeby wam trochę 'poopowiadać', co to się ze mną działo przez te ostatnie kilkanaście miesięcy. A działo się trochę, więc będzie o czym pisać. Kto mnie zna ten wie, że lubię od czasu do czasu wyskoczyć na jakiś 'czil'. Zwykle są to jakieś ciepłe klimaty, bo w końcu z lipca jestem i lubię czasem poleżeć pod palmą. Postanowiłem, że dzisiaj napiszę co nieco o moim największym podróżniczym marzeniu, które udało mi się spełnić w zeszłym roku. Pozwólcie, że zacznę od początku...
Miałem chyba z pięć lat, nie więcej. Wszedłem do pokoju w którym stał telewizor. 'Luknałem' co tam leci ciekawego, zapewne licząc że akurat leci jakaś dobra baja. Nie leciała. Leciało za to coś innego. Obrazki z Hawajów! Zakochałem się w tym, co w tedy zobaczyłem. Zrobiło to na mnie takie wrażenie, że z miejsca podróż na jedną z hawajskich wysp, stała się dla mnie największym marzeniem.
'wiu'
Lata mijały, a ja nie przestawałem myśleć o Hawajach. Cały czas kombinowałem co zrobić, żeby w końcu móc tam pojechać. Z wiekiem ta myśl pojawiała się coraz częściej. Tak jak bym czuł 'że coś się będzie działo'. Była też druga strona medalu. Zacząłem sobie uświadamiać jak to jest daleko i jak trudno będzie mi się tam dostać. Pamiętam jak pojawił się pomysł wyjazdu do Cioci do Stanów. Było to trochę dla mnie abstrakcją. Pamiętam nawet sen, w którym poleciałem do Chicago! Możecie sobie tylko wyobrazić, jak bardzo siedziało mi to w głowie, jak już nawet zacząłem o tym śnić! Poszedłem jednak na studia i temat ucichł. No cóż, że kujonem nigdy nie byłem, to zawsze jakaś poprawka się przytrafiła. Wiadomo, że jak poprawki, to dłuższe wyjazdy za granicę nie były wskazane. Udało się skończyć studia.. z wyróżnieniem (nie no żartuje) i pojawiła się okazja wyjazdu do Kanady. Całą genezę tego wydarzenia, zawarłem w pierwszym swoim poście, do przeczytania którego zachęcam.
Wiecie jaka była pierwsza rzecz, którą zrobiłem krótko po tym, gdy pojawił się pomysł wyjazdu do Calgary? Sprawdziłem jak daleko jest stamtąd na Hawaje! Bez kitu.. pamiętam jak dzisiaj, jak sprawdzałem na google, czy jest daleko. No i pojechałem..
Pomyślicie pewnie "chłopak pojechał zarobił trochę dolarów, kupił wycieczkę..". Zaskoczę was, bo decyzje o wyjeździe na Hawaje podjąłem spontanicznie.
Siedziałem z Komorem jak zwykle na 'wiu' (połowa grudnia), napawając się widokiem z za okna. I tak sobie siedząc i się napawając, naszła mnie myśl, że może by tak sprawdzić po ile chodzą bilety lotnicze na Hawaje. No i sprawdziłem. A o to jak wyglądała wymiana zdać, którą przeprowadziłem z Darosławem po tym co wyskoczyło na moim telefonie.
Ja: Daro bilety w dwie strony na Hawaje w marcu chodzą po 400 $.. bez przesiadki. Nie wiem jak Ty ale ja lece..
Daro: yyyy To ja też lecę.
I kupiliśmy bilety. Jeszcze w ten sam dzień zgodnie ustaliliśmy, że z racji niskiego budżetu, łączymy nocleg ze środkiem transportu i wynajmujemy mini vana. Oczywiście z chowanymi w podłodze siedzeniami. Z racji tego że budżet na ten wyjazd był baaardzo niski, wypożyczyliśmy najtańszego mini vana na wyspie, który najlepsze lata miał już dawno za sobą.
Pamiętam tą narastającą ekscytacje, z każdym kolejnym dniem, który zbliżał mnie do wyjazdu. Pierwsze takie duże bum, poczułem na lotnisku w Calgary. Człowiek marzy o czymś prawie całe życie i nagle uświadamia sobie, że za kilka godzin w końcu to marzenie zrealizuje! Niesamowite uczucie. Nawet teraz jak to piszę, serducho zaczyna bić trochę szybciej.
I jestem! Wylądowałem na Maui! I od razu drugie bum! Pierwszy raz w życiu widziałem lotnisko z tyloma otwartymi przestrzeniami. Wychodzisz z samolotu i prawie przez cały czas towarzyszy ci delikatny, ciepły wiaterek. No poezja! Zawinęliśmy furę z parkingu i ruszyliśmy do Walmart'u. Trzeba było przygotować pokój sypialniany w naszym vanie. Kupiliśmy materac, jakieś tanie śpiwory, no i trochę alkoholu.. oczywiście. Wykombinowaliśmy, że będziemy jeździć po wyspie i spać gdzie popadnie. Okazało się jednak, że na Hawajach nie możesz spać gdzie Ci się podoba. W sumie dowiedzieliśmy się o tym dopiero po dwóch nocach. Spaliśmy sobie na jednych z parkingów przy centrum handlowym. Przebudziłem się bo ktoś tam gdzieś w oddali rozbił butelkę. Było słychać jakieś krzyki. Ludzie wracali z imprezy ot co. Tak leżąc zauważyłem, że ktoś luka do naszego vana przez szybę. Ale ja się w tedy przestraszyłem! To jeszcze nic! Po godzinie ktoś zaczął świecić nam latarką przez szybę! Podniosłem się a tam z pięć radiowozów policji! Pan policjant kazał nam wyjść z samochodu. Uprzejmie wyjaśnił, że na Hawajach w samochodzie można spać tylko na polach kempingowych. Przeprosiliśmy i w środku nocy pojechaliśmy.. na inny parking. Było już trochę za późno żeby szukać pola kempingowego. Poza tym wiedzieliśmy że kolejną noc spędzimy na wulkanie, a tam można było kimać w samochodzie czekając na wschód słońca. Ogólnie to o samych noclegach mógłbym napisać osobnego posta, bo w każdą noc coś się działo.
Z racji tego, że był to wyjazd zorganizowany po kosztach, to i na jedzeniu trzeba było trochę przyoszczędzić. I tak o to stałem się chodzącą reklamą McDonald's. Jadłem tam śniadania, obiady i kolacje. Miałem szczęście bo akurat mieli promocje na moje ulubione McChicken'y, także dawałem rade! Oj dobrze że Bozia obdarzyła mnie takim metabolizmem, bo inaczej wrócił bym do Calgary z trochę bardziej zaokrąglonymi kształtami.
Dobra wszystko fajnie, ale jak te Hawaje się prezentują? Czy jest to miejsce, które warto odwiedzić? Hawaje są boskie! Dlaczego boskie? Bo wydaje mi się, że Pan Bóg stworzył je po to, żeby móc tam siódmego dnia poodpoczywać i trochę się wyczilować. Taki ala Ciechocinek tylko w boskim wydaniu. Jest tam wszystko! Złote plaże, białe plaże, czarne plaże a nawet czerwone plaże! Są lasy tropikalne z przepięknymi wodospadami, dżunglą i lasem bambusowym. Są góry, wulkany, ocean. Widoki i miejsca, które zapierają dech w piersiach. Ah jak ja bym chciał mieć tam swój aparat! Myślę, że ciężko znaleźć osobę której by się tam nie podobało. Jedyne do czego można było by się przyczepić to życie nocne. Krótko zaraz po zachodzi słońca, wszyscy rozchodzą się do swoich hoteli, a życie zamiera. Taka jest chyba specyfika wyspy Maui. Przylatuje tam dużo rodzin, jest też mnóstwo starszych ludzi. No cóż, wygląda na to że będę musiał odwiedzić pozostałe wyspy, i zobaczyć jak na nich prezentuje się to życie nocne. Chociaż przyznam, że odkąd wkręciłem się bardziej w fotografie i robienie filmów, moje wakacyjne priorytety trochę się zmieniły.
Na koniec 'opowiem' wam jeszcze jedną anegdotę. Nie mogło oczywiście zabraknąć wątku polskiego. Gdzieś tak w połowie naszego pobytu, po objechaniu połowy wyspy wróciliśmy do Walmartu uzupełnić zapasy. Gdy staliśmy przy kasie, pełni podjarki, rozmawiając o pięknie hawajskiej ziemi, podszedł do nas jakiś koleś i zapytał łamanym angielskim czy jesteśmy z Polski. Okazało się, że on wraz z dwoma innymi kumplami przeprowadzili się na Hawaje kilka miesięcy wcześniej. Heniek lat z 60, Jurek w podobnym wieku i Paweł około 45 lat. Bardzo spoko chłopy. Sprzedali nam kilka ciekawostek odnośnie Hawajów. Pokazali bezpieczne miejsce w którym możemy spać na legalu i co ważne za darmo. Spotkaliśmy się z nimi później jeszcze ze dwa razy. Pozytywni goście. W przyszłości chciał bym spotykać samych takich rodaków, jak będę realizował kolejne podróżnicze marzenia!
Wyjazd na Hawaje, nie był dla mnie tylko kolejnym podróżniczym celem, który udało mi się zrealizować. Był to wyjazd, na który czekałem długie lata. Wyjazd, który podbudował moją pewność siebie, który uświadomił mnie, że jestem w stanie osiągnąć każdy cel, który sobie w życiu postawie. Nauczył mnie, że w życiu trzeba być cierpliwym i nigdy nie przestawać wierzyć. Zawsze myślałem o sobie że jestem typową osobą ze słomianym zapałem, ale wyjazd na Hawaje uświadomił mnie, że jednak potrafię doprowadzić coś do końca. Pozwala mi to patrzeć w przyszłość z dużym optymizmem.
Miłej niedzieli życzę i do następnego posta!
475... dokładnie tyle dni minęło od ostatniego posta którego dodałem. 475 dni w czasie których trochę się u mnie pozmieniało. Wracam, bo chciałem podzielić się z wami moją nową pasją, czyli fotografią i tworzeniem filmów. Złapałem zajawkę, która niewątpliwie mocno mnie jara. Kto śledził mojego bloga, pewnie zauważył że lubię fotografię. Wcześniej bazowałem na telefonie komórkowym, ale postanowiłem trochę zainwestować i zaopatrzyłem się w trochę lepszy sprzęt. Nie jest to najwyższa półka, ale póki co mój canon 70d daje radę.
Z racji tego, że mnie trochę nie było, no i że nie wszyscy śledzili mojego bloga, pozwólcie że wrzucę delikatnego flashback'a, żeby rozruszać waszą pamięć i wyobraźnie.
Mam na imię Michał i ponad trzy lata temu postanowiłem wyjechać do Kanady. Po tych trzech latach muszę przyznać, że była to dobra decyzja. Wiadomo, jak to w życiu bywało różnie ale liczy się tu i teraz, a 'tu i teraz' jest bardzo pozytywne.
W pierwszej części mojego bloga skupiłem się na opisywaniu tego co robię, w jakich miejscach bywam. Chciałem pokazać wam Kanadę z mojej perspektywy. Zauroczyłem się nią od samego początku, teraz jednak wiem że ja się w niej po prostu zakochałem. Widzieliście zresztą na zdjęciach, które wrzucałem, że może się tu buźka cieszyć. Odwiedziłem kilka ciekawych miejsc, pokazałem wam też samo miasto. Coś się jednak wypaliło i zamroziłem prowadzenie bloga. Wiedziałem jednak, że jeszcze wrócę, tylko czekałem na odpowiedni moment. W trzecim poście pisałem o swoich marzeniach i planach podróżniczych i w sumie nawet nie tak źle idzie mi ich realizacja. Ba musiałem nawet troszeczkę odświeżyć tą listę, bo kilka miejsc udało mi się na niej odhaczyć. Byłem na Hawajach, Kubie, Kalifornii. Wybrałem się też do Polski i Amsterdamu. Jak na z natury leniwą osobą, nawet nieźle idzie mi realizacja marzeń.
Mówią że podróże kształcą i ja się z tym zgadzam w stu procentach. Dodam jeszcze że rozwijają wyobraźnie i budują pewność siebie. Oczywiście jeżeli potrafi się je odpowiednio wykorzystać. A co ja wyniosłem z moich podróży? Odkryłem w sobie nową pasje.
Nie tyle odkryłem, co bardziej ją rozwinąłem. Wskoczyłem na trochę inny poziom fotografii i tworzenia filmów. Oczywiście cały czas się uczę ale widzę progres i myślę że idzie to wszystko w dobrą stronę.
Postanowiłem, że podzielę się z wami swoją pasją. Wrócę do pisania bloga tylko w trochę innej formule. Chciałem skupić bardziej na fotografii. Zmotywuje mnie to do częstej praktyki a co za tym idzie wywinduje mnie na wyższy poziom. Przynajmniej taką mam nadzieję. Wierzę, że w mojej fotografii można dostrzec duszę i że nie raz uda mi się pobudzić wasz zmysł wzroku. Jest też jeszcze jeden ważny cel w jakim chcę prowadzić tego bloga. Niektórzy z was znają mnie bardzo dobrze ale niestety różnica czasu, odległość i obowiązki dnia codziennego sprawiają, że ciężko utrzymywać kontakt. Wiem, że jest kilka osób, które chciały by wiedzieć co u mnie słychać, dlatego czytając tego bloga będą wiedzieć co się u mnie dzieje.
Dobra kończę na dzisiaj bo się już późno zrobiło i powieki powoli opadają mi na klawiaturę. Wybaczcie mi jak gdzieś przecinka nie wstawiłem albo ortem poleciałem. Zależy mi jednak bardziej na treści i zdjęciach które będę tu dodawał. Wysoka piątka i do następnego posta! Na koniec wrzucam filmik z mojej wyprawy na Kubę. Może komuś się spodoba.