piątek, 6 września 2013

American dream według Mike’a!


Dzisiaj skupię się na moich marzeniach i planach. Mam nadzieję, że jak się z wami nimi podzielę, to będę jeszcze bardziej zmobilizowany do tego, aby kiedyś je zrealizować. Także wsiadamy na dywan, zapinamy pasy i lecimy z tym tematem!


Marzenia ehh... Nierzadko są jedynym, bądź też głównym powodem, dla którego ludziom w ogóle się chce. Chyba nie ma wśród nas osoby która ich nie ma. Po cichu liczę, że mój blog pomoże wam zabrać się za ich realizację, że dostaniecie takiego motywującego kopa!

Niedawno ktoś mi powiedział, że mam taki południowy charakter i w sumie trudno się  z tym nie zgodzić. Dlatego większość moich marzenie i planów kręci się wokół plaż, palm, hamaków, mórz i oceanów. Po prostu jakoś wolę bardziej ciepło od zimna. Pewnie powiecie „jakiś dziwny”, no cóż taki już jestem.

Jednym z pierwszych miejsc na mojej liście jest Kuba, a w zasadzie to trzy wyspy leżące w bliskiej odległości od siebie. Kuba, Dominikana no i oczywiście Jamajka (bo lubię regge ;)). Zresztą co do tej ostatniej wyspy, umówiłem się z dwoma kumplami jeszcze w Krakowie, że się tam kiedyś na hamakach spotkamy, więc nie mam innego wyjścia, muszę tam jechać. W sumie to powiem wam w tajemnicy, że Kubę już nawet zacząłem ogarniać, także pewnie jeszcze w tym roku tam zawitam.

Kolejny kraj i uwaga zagadka. Jakie ważne wydarzenie sportowe odbędzie się w przyszłym roku? Teraz dam wam kilka sekund na zastanowienie... No i odpowiedź: Mistrzostwa świata w piłce nożnej. A gdzie? Jasne że w Brazylii. No a jak Brazylia to oczywiście Rio de Janeiro. Także zabieram piłkę, klapki, jakiś ręcznik i pokażę tym brazylijczykom, jak to w Polsce do perfekcji opanowaliśmy grę goleniami a co! A i tym, którzy znali odpowiedź na moje pytanie, szczerze gratuluje.


Teraz czas na coś sentymentalnego. Pierwsze podróżnicze marzenia Mike’a, czyli... Hawaje. W sumie, to w ogóle pierwsze marzenie jakie pamiętam! Chyba się ze mną zgodzicie, że fajnie było by je spełnić. Swoją drogą ciekawe jakie to uczucie spełnić swoje pierwsze marzenie. No nic jak wszystko dobrze pójdzie i mnie z tej Ameryki nie deportują, to możecie być pewni że się nim z wami podzielę.

Jak już wjadę do USA, po otrzymaniu wizy od jakiegoś miłego pana w konsulacie, będę mógł zrobić coś na prawdę dużego.  Można powiedzieć, że ta wycieczka, albo raczej wyprawa, bo pewnie mi zejdzie ze trzy tygodnie..(hm trzy? Nie no więcej na pewno nie bedzie...), składa się z dwóch części. Pierwszą rzeczą którą chcę zrobić, to zakup Volkswagena garbusa tylko takiego z 69 roku. Zapewne trzeba będzie go trochę odrestaurować, no ale co to dla gościa który pół życia spędził w garażu! Ok może nie do końca w, ale bardzo często koło niego przechodziłem, a to już coś. W razie jakiś większych kłopotów, oddam go do znajomego mechanika, on na bank coś z tego wyczaruje. Jak już garbi będzie gotowy, leje go do pełna i jadę. Gdzie jadę?  Trasę wymyśliłem sobie taką: Vancouver->Seattle->może Portland->San Francisco->Los Angeles->Las Vegas->Salt Lake City no i chyba do domu. Hehe wiem co niektórzy pomyślą, więc od razu sprostowanie... nie, nie do Tuchowa, do Calgary! Do Tuchowa było by chyba trochę za bardzo. Dość odważny i trochę długi trip, no ale przecież to Ameryka a oni mają „highway’e”.

Ostatnią rzeczą, albo ładniej.. krainą geograficzną, którą chciał bym zobaczyć jest Alaska. Wcześniejsze miejsca mogły rozpalić trochę waszą wyobraźnie, więc pasuje was trochę ostudzić na zakończenie. Na Alasce podobnie jak na Jamajce, też jestem z takim jednym gościem umówiony. A że wariat rozbija się po europejskich uczelniach robiąc naukową karierę, myślę że ta wyprawa jest jak najbardziej do zrealizowania. Tak się składa, że mam tu w okolicy kilka fajnych stoków, o których zresztą już wam pisałem, więc jazdę na nartach i desce na pewno podszkolę do stopnia, pozwalającego mi delektować się warunkami narciarskimi panującymi na Alasce.

Podsumowując. Dobrze, że za marzenia nie trzeba płacić, bo pewnie wiecznie był bym spłukany. Jak śpiewała Majka Jeżowska  „marzenia się spełniają tylko mocno, mocno, mocno w nie wierz...”. Od siebie dodam tylko, wierz i nie bój się realizować swoich marzeń, bo jedyne co nas na tym świecie ogranicza, to my sami...

Możecie teraz bezpiecznie odpiąć pasy, zsiąść z dywanu i wrócić do rzeczywistości. Mam nadzieje, że chociaż trochę dałem wam do myślenia i od jutra zaczniecie spełniać swoje marzenia, choćby nawet te malutkie. Pozytywny grabson dla Wszystkich!

4 komentarze:

  1. Trzymam kciuki! Tak właściwie to chętnie bym do Ciebie dołączyła;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na te Hawaje, Kube i Brazylie to ja sie pisze :). Na Alaske tez - ale tylko latem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A na Jamajkę "bo lubie regge" :D - no wiadomo! Tak przelookałem trasę, którą chcesz pokonać Garbim - dobrz, że to niemiec, bo trasa dosyć długa, a amerykanie pokonują takie odległości zazwyczaj samolotami :P rzucasz wyzwanie niemieckiej myśli technicznej :D Trzymam kciuki i mam nadzieję że tablo jest już prawie gotowe :P

    OdpowiedzUsuń