poniedziałek, 14 października 2013

"Czilando", czyli relaksu czas!

Wy też tak macie? Jedziecie gdzieś wypocząć, a wracacie dwa razy bardziej zmęczeni? Ale to chyba znaczy, że było spoko i dużo się działo. Ja tak mam zawsze, ale akurat mi to się podoba.

Witam! Pomimo dużego zmęczenia, które mnie ogarnia, postanowiłem popracować coś nad nowym postem i zaprezentować Wam jeden ze sposobów relaksu w Kanadzie. Relaksu przez duże „R”, bo oprócz tego, że odpoczęło moje ciało, to też psychicznie mocno się odprężyłem.

W ten weekend wybraliśmy się dosyć daleko, bo do oddalonego o ok. 350 km i znajdującego się w innej prowincji (British Columbia) Whiteswan Lake. Jest to region słynący z dzikich gorących źródeł, położonych tuż przy górskiej rzece, co niewątpliwie dodaje uroku temu niezwykłemu miejscu. Dobra, ale może zacznę od początku...

Jako że każda wyprawa kosztuje, to jeszcze w sobotę rano razem z Rich-canadian-boyem uderzyliśmy na kilka godzin do pracy. Pięć godzinek w miłej atmosferze i w zasadzie na wycieczkę zarobione, więc można było jechać. Po drodze odebraliśmy jeszcze Chudiniego i w trzech ruszyliśmy uskuteczniać weekendowe „czilando”!

Pomimo tego, że z reguły w Kanadzie wszędzie jest daleko, to jednak podróże samochodem tutaj, a w Polsce zupełnie się od siebie różnią. Pamiętam jak będąc w Polszy zawsze strasznie męczyły mnie dalekie wyjazdy. Droga dłużyła się i dłużyła. Tu natomiast jak gdzieś jadę, czy jest to 100 km. czy 400, zawsze szybko leci czas. Zapewne duży wpływ na to mają otaczające mnie widoki. Głowa lata mi dookoła, szczena opada i tylko powtarzam jak papuga „ale tu jest pięknie!”. Oczywiście miłe towarzystwo i od czasu do czasu delikatny drin też robią swoje...

Jadąc tak, w lajtowej atmosferze, z pieśnią na ustach, po czterech godzinach byliśmy na miejscu. Szybka podmianka spodenek, ręcznik do ręki, radio na bark i ruszyliśmy w stronę upragnionej wegety! Musieliśmy jeszcze zejść jakieś 200 m. do rzeki, po czym mogliśmy się oddać słodkiemu lenistwu, kładąc się w gorącym źródle. W związku z dużym zmęczeniem jakie mnie ogarnęło, po około dziesieciu minutach już spałem.. Albo bardziej drzemałem, bo było tam kilka osób, więc nie chciałem uraczyć ich swoim chrapaniem. Jeśli miał bym określić poziom relaksu którego zaznałem, to myślę, że dyszka z dużym plusem. Dawno nie byłem tak „wyczilowany”. Istna poezja co by tu dużo mówić! Jak się ściemniło ludzie odpalili świeczki i poustawiali je na skałach, także full romantic, dobre miejsce na miły wieczór we dwoje. Nas było trzech, więc z racji tego, że wieczór we dwoje odpadał, po trzech godzinach wylegiwania w gorącej wodzie, rozpczęliśmy ewakuacje. Oj ciężko było się zebrać. Dobrze, że Rich-canadian je dużo kurczaka i ryżu i nas stamtąd wytargał, bo obawiam się że sami z chudinim byśmy sobie nie poradzili.

Po krótkiej walce ze zmęczeniem i odnalezieniu wszystkich swoich rzeczy w ciemności, ruszyliśmy do pobliskiego Invermere, żeby znaleźć jakiś nocleg. Na szczęście już w pierwszym motelu mieli dla nas pokój i po krótkim ogarnięciu uderzyliśmy w miasto. Miasto to chyba za dużo powiedziane, ale knajpę z dance florem znaleźliśmy. Tylko z racji okresu (poza sezonem) z ludźmi było słabo. Dlatego też posiedzieliśmy z dwie godziny i wróciliśmy do pokoju. Rozwalił mnie DJ, który wczuwał się na konsoli jakby grał dla tysięcy, a na parkiecie nie było nikogo.. no cóż pasjonata!

Rano, po szybkim śniadaniu i doprowadzeniu się do stanu używalności, spakowaliśmy rzeczy i udaliśmy się z powrotem do Calgary. Jeszcze z ciekawostek i niezwykłych sytuacji. Jadąc do sklepu po jedzenie, w środku miasteczka „pasły” się sarny i jelenie. To tak, żeby zobrazować wam jaka ta Kanada jest dzika i jak potrafi
współgrać z naturą. Do Invermere jeszcze na pewno zawitam, bo niedaleko znajduje się jeden z lepszych ośrodków narciarskich Panorama. Także w zimie tam jestem!

Jak widzicie cały czas jesteśmy na obrotach, nie zwalniamy tempa. Śmiało mogę stwierdzić, że moją wizę work&travel wykorzystuję w stu procentach. Dzięki temu mogę Wam trochę przybliżyć ten niezwykły kraj i zachęcić do odwiedzenia. Dzisiaj mam wolne, więc zawijam się relaksować po weekendowym „wypoczynku”. Wysoka piątka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz