niedziela, 29 grudnia 2013

Święta po Majkowemu!

Wow ale tydzień za mną! Nogi spuchnięte, mięśnie zakwaszone, ale na twarzy taki banan, że jak by nie uszy to pewnie kończył by się z tyłu mojej głowy. Doszedłem do wniosku, że jest we mnie trochę z masochisty. Pomimo tego, że wszystko boli, ja i tak dalej wchodzę, zjeżdżam, skaczę, pływam, czerpiąc z tego ogromną satysfakcje. Poza tym mam również świadomość, że taki tryb życia pomoże mi na starość wykonywać znacznie więcej czynności niż typowa osoba po sześćdziesiątce. Można więc powiedzieć, że łącze przyjemne z pożytecznym, czyli.. u mnie po staremu.

Za nami wyjątkowy tydzień w roku. Święta Bożego narodzenia, czyli fajny czas, w którym spotykamy się z rodziną, znajomymi, jemy, pijemy i nic nie robimy. W sumie taki przeważnie jest schemat i tak to wygląda u większości z Nas. Z racji tego, że do domu mam około 10 000 km i na emigracji jestem dopiero od 9 miesięcy, o rodzinnych świętach mogłem zapomnieć. Postanowiłem więc, że w tym roku spędzę je zupełnie inaczej. Wziąłem deskę, narty i ruszyłem do BC trochę poświrować, czerpiąc przyjemność ze sportów zimowych. Odwiedzając kolejne miejsca w Kanadzie, utwierdzam się w przekonaniu, że przynajmniej jak dla mnie, jest to obecnie najlepsze na świecie miejsce do życia. Nie trzeba zarabiać milionów dolarów, żeby ze swojego życia zrobić niezły film przygodowy.

W Panorama mountain village bo tam mnie dokładnie przywiało, mogłem oddać się czynnością, które na takich wyjazdach uwielbiam. W ciągu dnia niczym koń Rafał, jak dziki jeździłem na desce i narciochach, wieczorami regenerowałem się w jacuzzy, a w nocy uderzałem do baru na delikatne piwello, lejąc Komora w bilarda i delektując się muzyką puszczaną przez chyba „najlepszego” DJ jakiego w życiu słyszałem.

Jeśli chodzi o stoki to w Panoramie znajduje się około 30 (jak nie więcej) tras o różnym stopniu trudności. Są miejsca łatwe, w których poradzą sobie nawet początkujący narciarze i są też takie, po których jazda pługiem, może okazać się niewystarczającą umiejętnością do bezpiecznego zjechania w dół. Jeżeli ktoś potrzebuje zastrzyku adrenaliny, może spróbować swoich sił na kilku double black diamond, czy też puścić się po lesie. Niestety dla mnie, w Kanadzie najlepszym okresem na narty jest końcówka stycznia aż do kwietnia. Pojawia się w tedy dużo śniegu i można pozjeżdżać w świeżym puchu, co jest moim celem na ten sezon. Jak już wcześniej pisałem, narciarstwo w Kanadzie różni się od Europejskiego i z pewnością daje więcej możliwości. Pomimo tego uważam ten wyjazd za bardzo udany, odpocząłem psychicznie i dojechałem się fizycznie, czyli tak jak planowałem.  Teraz krótka przerwa i za tydzień znowu chciałbym gdzieś pojeździć. Oczywiście nieomieszkam was o tym poinformować i napisać krótką relacje!

Tak na koniec dodam jeszcze, że w zjazdach towarzyszyła mi kamerka GoPro, więc jak tylko znajdę chwilę spróbuje coś posklejać, i stworzyć krótki film z mojego wyjazdu.

Szczęśliwego Nowego Roku i jeszcze więcej uśmiechu i pozytywnych momentów w 2014 wysoka piątka!





niedziela, 15 grudnia 2013

Backcountry! Czyli całkowicie nowy sposób aktywnego spędzenia czasu!

Siema! Mam nadzieje, że u Was wszystko ok i na pełnym relaksie przeczytacie to, co mam Wam dzisiaj do opowiedzenia. Jako, że moja aklimatyzacja w tym niesamowitym miejscu przebiega bez zarzutu, mogę sobie pozwolić na zdobywanie nowych doświadczeń i prowadzenia trybu życia, który dostarcza mi ogromną ilość radości i pozytywu. Powoli wyjazd do Kanady wyrasta do miana najlepszej decyzji jaką podjąłem w życiu. A to mnie bardzo cieszy bo znaczy to, że droga, którą podążam jest jak najbardziej trafna.

Dzisiaj, można powiedzieć, że po części wróciłem do korzeni ,a dokładniej do początków mojej przygody jazdy na desce. Pierwsze kroki na snowboradzie stawiałem jakieś 13 lat temu, będąc jeszcze małolatem. W związku z tym, że ciężko było z prawem jazdy, ogólnie ze starszymi kolegami z którymi można było by jeździć na wyciągi, pierwsze szlify zbierałem na pobliskich górkach. Schemat był prosty. Herbata w termosie, kilka kanapek, deska do ręki i szło się na cały dzień trochę pozjeżdżać. Samej jazdy może nie było zbyt dużo ale banan z twarzy długo nie znikał. W dniu dzisiejszym poczułem się znów jak ten 13 latek, oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji.

W tytule napisałem „Backcountry” . Zapewne wielu z was zastanawia się co to właściwie jest i z czym to się je. Backcountry jest to, mówiąc bardzo ogólnie, odmiana narciarstwa, w której wykorzystuje się narty do przemieszczenia w terenie pokrytym śniegiem. Czyli zapinam narty i raz podchodzę a raz zjeżdżam z góry. Można powiedzieć, że mnie nie tak do końca to dotyczy, ponieważ ja w przeciwieństwie do moich kolegów, podchodziłem mając na nogach rakiety śnieżne a zjeżdżałem na desce. Póki co, na razie udało mi się skompletować sprzęt snowboardowy i powoli zabieram się za narciarski, tak żeby jeszcze w tym sezonie zasmakować backcountry w czystej postaci.

Wracając do naszej dzisiejszej wyprawy, pierwsza jej część czyli podchodzenie dało mi trochę w kość i dochodząc do góry byłem lekko umordowany. Ale ja akurat lubię się trochę zmęczyć i z większą intensywnością pooddychać świeżym górskim powietrzem. Druga część, czyli zjazd do najłatwiejszych też nie należał. Z racji tego, że trochę już na snowboardzie w życiu pojeździłem uznałem, że ze zjadem nie będę miał większego problemu. No cóż, szybko okazało się, że dotychczasowa jazda, którą preferowałem (jazda po przygotowanej trasie, najlepiej na świeżym frezie), bardzo odbiega od tej z jaką dzisiaj miałem do czynienia. Technika jazdy po puchu różni się bardzo od tej na stoku i czeka mnie dużo pracy żeby opanować ją na zadowalającym mnie poziomie. Na szczęście w Kanadzie o praktykę nie trudno, więc myślę, że szybko się przestawię i będę mógł cieszyć się zarówno jazdą po trasie jak i na dziko. Nie znaczy to oczywiście, że dzisiaj nie miałem „fanu” z jazdy. Miałem i to bardzo duży, dlatego wiem, że w przyszłości chcę jeździć w ten sposób częściej!

Dobra czas na mnie. Trochę jestem wypompowany  po dzisiejszej aktywce ale tak jak w tedy gdy byłem małolatem, tak samo teraz banan z mojej twarzy długo nie zniknie! W przyszły weekend chcę pojeździć trochę po resorcie, żeby deskę przetestować, a w poniedziałek 23 grudnia uderzam do Panoramy! I jak tu nie lubić tej Kanady!?


Szęśliwy, uśmiechnięty i pozytywnie nakręcony Mike pozdrawia wszystkich czytelników!  ↑5 








niedziela, 1 grudnia 2013

Narty, narcioszki, nartunie! Mike rozpoczyna sezon!


No to się zaczęło. Po miesiącach oczekiwań i wypatrywania śniegu , w końcu zapakowaliśmy narty na samochód i ruszyliśmy w góry. Sezon otwarliśmy w Lake Louise. Już kilka razy w moich postach przewijała się ta miejscowość , więc nie będę się o niej rozpisywał. Jedno jest pewne , jest tam co robić zarówno w lecie jak i w zimie, a widoki... widoków to chyba nie trzeba komentować.

W najbliższych miesiącach postaram się pokazać Wam, w jakich warunkach i na jakich trasach, można w Kanadzie pobawić się w narciarstwo. Uważam, że jeżeli kogoś sporty zimowe bawią tak samo jak mnie, powinien przyjechać kiedyś do Alberty lub BC i trochę pośmigać. Największym 
plusem i jednocześnie różnicą dzielącą tutejsze narciarstwo od europejskiego jest swoboda i nieskończona możliwość wyboru tras.  Wiąże się to ze zmianą techniki jazdy oraz sprzętu. W Europie bardzo popularna jest jazda równoległa i co za tym idzie sprzęt carvingowy, tu natomiast jeździ się głównie śmigiem używając do tego nart typu allmountain lub freeride.

Oczywiście nie mówię, że w europie tak się nie jeździ ale kto zna się trochę na narciarstwie i miał przyjemność jazdy w Alpach lub w Dolomitach (Alpy Wschodnie), raczej się ze mną zgodzi.

Dobra tyle tytułem wstępu. Jeśli chodzi o ośrodek w Lake Louise to posiada on 139 oficjalnych tras narciarskich usytuowanych na czterech zboczach gór. Wszystko jest bardzo fajnie połączone i tak naprawdę ciężko się zgubić, bo gdzie byśmy nie pojechali to zawsze do jakiegoś wyciągu dojedziemy.  Ośrodek w Lake Louise oferuje ponad to dużą liczbę tras biegowych. W przeszłości byłem na kilku obozach biegowych (narciarstwo biegowe), więc jestem pewny, że prędzej czy później biegówki też pojawią się pod moimi stopami i znów będę mógł czerpać przyjemność z tego rodzaju turystyki.  Jako że jest to dopiero listopad i śniegu nie jest zbyt dużo, większość  tras jest jeszcze zamknięta, więc potraktowaliśmy ten wypad jako przetarcie przed sezonem. Mimo to wyjazd był bardzo pozytywny i rozgrzał moją wyobraźnię. Była to taką zapowiedź tego, co niebawem nadejdzie.

Nawiązując jeszcze do narciarstwa i snowboardu,  byłem dzisiaj na spotkaniu grupy snowboardowej. Organizują takie spotkania co jakiś czas, żeby się poznać, porozmawiać i umówić na jakiś wypad większą grupą ludzi. Poznałem kilka ciekawych osób i pewnie wybiorę się na wspólny wyjazd. Swoją drogą jest to kolejna dobra okazja do poprawy angielskiego, a tego potrzeba mi jak powietrza.


Dobra warioty uderzam do spania bo już późno. Zapowiada się mroźny i śnieżny tydzień w Albercie. Jeśli taki będzie, to pewnie w przyszłym tygodniu jakieś narty albo deska pojawią się w moim harmonogramie. Poki co nastawiam tryb „praca”, bo trzeba zarobić parę dolarów $$$.

A i taki bonusik ode mnie, żebyście mogli jeszcze bardziej zobaczyć klimat panujący w Lake Louise!



Pozdro 600 i wysoka piątka na nadchodzący tydzień!